lis
17
2014

PROBLEMY Z MOCZEM

Czas tak szybko płynie. Banał. Wydaje mi się, że odkąd Adaś zaczął samodzielnie poruszać się, czas przyspieszył. Trzeba go jeszcze mocniej pilnować. Zdawało się, że będzie łatwiej, ale nie jest. JEST coraz trudniej, bo Adaś cięższy, większy i co najważniejsze ma swoje zdanie. A co tam mu będzie mama wymyślać …

Tak z perspektywy czasu od ostatniego wpisu, to działo się naprawdę dużo.

LETNI TURNUS Z CENTRUM ELF W DNIACH OD 29.06 DO 12.07

W lipcu byliśmy całą rodziną na turnusie neurologopedycznym z Centrum ELF. Turnus wyjazdowy organizowany w tym roku po raz pierwszy w nowym ośrodku w miejscowości Jarnołtówek na końcu Polski. Dosłownie na końcu, gdyż pieszo do granicy około godzina. Byliśmy tam całą rodziną. Adaś i Stefek jako uczestnicy, a Ania jako wyjazd rodzinny. Z zajęć jesteśmy bardzo zadowoleni. Terapeuci od serca, oddani dzieciom i chętni do pomocy.

Nie myślałam, że podczas lata Adaś się pochoruje. To był jego czwarty turnus. Miał jakiś problem z jelitówką. Był na diecie i dodatkowo jakiś wirus, bo miał bardzo dużo wydzieliny z rurki.

Oj działo się. Zarówno Stefek jak i Adaś mieli terapie. Po 4 czy 5 w ciągu dnia. Pogoda zmienna jak w kalejdoskopie. Generalnie dużo lało, więc dookoła bardzo zielono. Jak zwykle bez przygód nie mogło się obejść. Ostatniego dnia zajęć turnusowych, dzień przed naszym wyjazdem Adaś zgubił gastrostomię … Naprawdę jest zdolny. Wyszliśmy pochodzić po kolacji po terenie ośrodka i Adaś szedł za rękę z Tatą. Nagle Rafał mówi, że Adaś nie ma gastrostomii. Myślałam, że to żart. Ale nie – faktycznie. Bluzka troszkę pokrwawiona, a w brzuszku brak gastrostomii.

Oj już miałam czarne myśli. Jak nigdy nie zabrałam starej w zapasie. Jak nie znajdziemy to szybko do domu natychmiast. Szukamy, szukamy po śladach i JEST! Leży sobie z balonikiem wypełnionym. Adaś musiał po prostu mocno pociągnąć i przeszło przez otwór w brzuszku. Szybko więc do pokoju spuściłam wodę do iniekcji z balonika, wymyłam, odkaziłam i dawaj do brzuszka. A Adaś jak zwykle nie przejęty powagą sprawy.

Ania też zadowolona z pobytu na wakacjach, bo chodziła codziennie na basen i prawie nauczyła się pływać.

Szkoda tylko że Adaś się pochorował, no i ja i Rafał w końcu też.

Jak wróciliśmy do domu ja zapalenie gardła i bardzo kiepskie samopoczucie. Adasiowi się znów pogorszyło i dostał gorączki. Ostatecznie we trójkę skończyliśmy na antybiotyku.

Adasiowi do tego doszedł jakiś problem uszny. Jak wróciliśmy do domu nie chciał zakładać aparatu słuchowego. jak próbowałam zakładać pokazywał koniec. Stwierdziłam, że Adaś jest mądrym chłopczykiem i skoro wcześniej nie było problemu, chętnie nosił aparat, to znaczy że chyba boli go ucho czy coś w tym stylu.

Potem poszliśmy do laryngologa, bo ciągle nie chciał aparatu. Stwierdził, że jest obrzęk w uchu i przepisał maść. Jednak Adaś wiedział co robi. Komunikuje się na swój sposób.

Po turnusie zaczęły się te długotrwałe upały. Oj Adaś ciężko je znosił. Podczas brania antybiotyku mieliśmy rutynową cotrzymisięczną wizytę Pana Doktora z Poradni Żywieniowej z Konina. Jak zwykle był pobrany mocz do badania i krew … i zaczął się problem.

Mocz był bardzo zagęszczony, pojawiły się liczne trójfosforany amonowo magnezowe i dość liczne bakterie. PH moczu za wysokie. Mieliśmy wykonać posiew moczu. Zbiegło się to z okolicznością, że Adaś zaczął dotykać siusiaka jak gdyby go bolał. Tak się napinał, że nie można było oderwać mu rąk od siusiaka. Przy tym caluśki był spocony. Krople potu na całym ciele. Nie nadążałam z uzupełnianiem płynów. Na okrągło tylko jedzenie, picie, przewijanie. Pan doktor zalecił mu dużo picia, ŻURAVIT i czekaliśmy na antybiogram…

Okazało się, że w moczu pojawiła się bakteria Pseudomonas Aeruginosa, przez którą Adaś jest skolonizowany. Pan Dr twierdził, że nie powinno jej być w moczu i zalecił leczenie celowanym antybiotykiem. Problem w tym, że jest to baaaaaaaaaaardzo oporna bakteria i nie ma dostępnych w domu antybiotyków, więc musielibyśmy się położyć do szpitala. Nie było takiej opcji. Po powrocie z turnusu dałam mamie wolne i byłam sama z dzieciakami. Myślałam, że się wykończę psychicznie. Ciężki to był czas, oj ciężki. Nie dawałam rady Adasiowi. Kąpałam go w ciągu dnia, bo taki był spocony.

Nie było opcji pójść do szpitala. Uważałam, że w szpitalu tyko podłapie coś jeszcze. A ta bakteria Pseudomonas może i była wcześniej w moczu. Nigdy nie robiliśmy mu posiewu, a w ogólnym badaniu moczu zawsze lub prawie zawsze pojawiała się adnotacja „pojedyncze bakterie”. Tylko te fosforany zaniepokoiły. Lato upalne nie sprzyja Adasiowi.

Nie zgodziłam się więc na pójście do szpitala, aby leczyć Pseudomonasa. Nasza Pani dr pulmonolog – pediatra powiedziała, że Adaś jest pewnie nosicielem Psudomonasa i zgodziła się ze mną, że może już go miał w moczu wcześniej, ale tego nie wiedzieliśmy, bo nie było posiewu wykonanego wcześniej. Jej zdaniem 10 do kwadratu to nie jest dużo, bo taki właśnie wynik miał Adaś. Poza tym trzy lata temu Adaś był w szpitalu i leczył Pseudomonasa dożylnie lekiem Fortum. Po przeleczeniu  było ładnie. W wydzielinie z tracheo wyszło czysto, ale już po roku Pseudomonasa wrócił i znowu w posiewie z rurki się pojawił. Po co go więc wyjaławiać całego skoro za kilka miesięcy będzie to samo? Poza tym ja już nie daję rady ze zdrowym ruchliwym Adasiem być w szpitalu dwa tygodnie??? U nas na oddziale to można jeszcze coś gorszego podłapać, bo jeden oddział dla wszystkich dzieci – zapalenia płuc, rotawirusy itp. Pani dr pulmonolo zdecydowała się na wspomagające leczenie homeopatyczne – zastosowała mu lek Notakehl D5, który miał zadziałać jak naturalny antybiotyk, odkazić organizm Adasia …

I zadziałał!! Po przeleczeniu po dwóch tygodniach wykonaliśmy badanie moczu i fosforany się już nie pojawiły, więc jest lepiej. Po czym zrobiliśmy kontrolny posiew i nic nie wyszło. CZYSTY MOCZ=JAŁOWY!!!

Wyniki moczu jałowe, a nasz Adaś tak się przyzwyczaił i dotykał siusiaka, ściskał go, napinał się nieraz po 10 minut jednorazowo, aż cały się pocił. Chyba poczuł z tego przyjemność. Nie wiem jak mu tłumaczyć, żeby przestał.

Jak bawi się i jest zajęty to nie myśli o siusiaku, ale nieraz z nudów obserwuję, że miętosi się „tam”. Ach te chłopaki. Tłumaczyliśmy mu. Uczyliśmy, że sikamy na nocnik i nieraz widziałam, że tak się napinał jak mu się chciało siku.

Wysadzaliśmy często na nocnik, ale pieluchę zakładałam, bo nie woła, nie pokazuje na znakach, że chce sikać. Nieraz przyciska się tam, choć jest wysikany ???

 

Rozmawiałam nawet z Panem psychologiem na ten temat i powiedział mi, że to rodzaj onanizmu dziecięcego, który zdarza się dość często w tym wieku. Najczęściej wygasa po ukończeniu 7 lat – dodam u zdrowych dzieci. Adaś ma 6 … Kazał odwracać jego uwagę. Zaobserwować w jakich okolicznościach to robi. Jest to rodzaj autostymulacji. Ignorować. Nie karcić, bo to utwierdza go w tej czynności.

 

Oj nie zawsze udaje się odwrócić uwagę. Nieraz jestem zajęta i nie mam czasu odwracać uwagę Adasia, bo obiad trzeba zrobić i dla niego naszykować zmiksowaną zupkę. Stąd nieraz molestuje tego siusiaka przez kilka minut. Co począć? Czy nie za dużo tego wszystkiego jak na jedną matkę ??? Całe szczęście, że Mąż kochany i bardzo pomaga przy Adasiu. Po pracy bawi się z nim i podrzuca, wywija akrobacje, więc wtedy Adaś nie myśli o siusiaku.

Wychodzi na to, że mama mu się znudziła. Obecnie jest okresowo troszkę lepiej, ale są  dni, że od rana zaczyna L

 

Napisane przez Beata w: Uncategorized | Tagi:

Brak komentarzy »

RSS feed for comments on this post. TrackBack URL


Zostaw komentarz

Design: TheBuckmaker.com WordPress Themes