kwi
26
2011

W sumie troje łobuzów

Ostatnio pisałam o dwóch łobuzach, ale jednak trzeba napisać o całej trójce.

ŁOBUZIAK ANIA

Jakoś nie było okazji Wam napisać jak Ania stała się upadłą. Pewnego pięknego wieczora czas był pójść do łazienki by umyć buzię itd. Zwykle Ania i Stefek są przygotowywani do snu przez Tatę, a ja zajmuję się Adasiem. Jestem przy Adasiu, a nagle słyszę ryk Stefka i Ani. Stefek przybiegł z płaczem do pokoju. Specjalnie mnie to nie zapokoiło, bo nieraz ryczy jak go Ania uderzy czy jak to w rodzeństwie bywa … Nagle woła mnie Rafał – oj chyba cos się stało. Wchodzę do łazienki, a tam Ania z krwawiącą brodą. Okazało się, że upadła i zraniła się o parapet w brodę. W łazience mamy parapet z płytek, więc bardzo ostry rant. Koło wanny jest duża szeroka półka, na którą można wejść. Ania chciała wejść i zobaczyć czy kury u Pana Zdzicha – naszego sąsiada – poszły już spać. Poślizgnęła się i upadła tak, że zraniła dość głęboko podbródek. Krew się lała strumieniem. Ania krzyczała – do Mamy, do Mamy. Najlepszym lekarstwem przytulenie. Zrobiliśmy na szybko opatrunek, żeby zatrzymać krwawienie.  Rana była głęboka i nie wiedzieliśmy czy nie trzeba będzie szyć. Pojechaliśmy więc do szpitala na izbę przyjęć. Ania była chyba  w lekkim szoku, bo wcale się nie odzywała. Nie pytała dokąd jedziemy o takiej później porze i po co. Była ok. 20.00.

W szpitalu była bardzo dzielna. Nieco przestraszona. Pan doktor sympatyczny chciał przybić piątkę i żółwika, ale Ania nie dała … Powiedział, że u dzieci rzadko szyją takie rany. Lepiej się goi jak nakleją specjalne plasterki ściągające. Dziecko nie przeżywa traumy szycia rany, wyciągania szwów. Poza tym zwykle po szwach zostają większe ślady niż po plasterkowym gojeniu. Ania nie płakała do momentu, gdy kazano położyć ją na kozetkę. Przestraszyła się chyba słowa kozetka i tego co się z tym może wiązać. Wróciliśmy do domu i poszła spać. Do przedszkola oczywiście nie poszła po takich przeżyciach. Działo się to w poniedziałek. Dobrze pamiętam, bo plasterki mieliśmy utrzymać przez trzy dni i odkleić w czwartek wieczorem.

Ania jak mumia. We wtorek chodziła tak sztywno. Bała się upaść, aby nie urazić się w brodę. W środę nie chciała pójść do przedszkola. Chyba wstydziła się opatrunku na brodzie i tego co się stało. Zaprowadziłam ją nieco później i się przełamała. W czwartek jak zdjęliśmy plasterki wszystko było jeszcze świeże, ale ładnie się zeszło.

Dziś pozostaje ślad jeszcze czerwony. Pewnie zostanie blizna. Jak dorośnie zrobi sobie makijaż i nic nie będzie widać J. Pamięta dobrze jak doszło do wypadku. Gdy Stefek próbuje wchodzić na półkę koło wanny, Ania natychmiast go upomina, że nie wolno, bo brodę można stłuc … Ach te dzieci …

ŁOBUZIAK ADAŚ

13.04. wieczorem Adaś dokonał zwarcia. Na stoliku obok jego łóżeczka stała butelka z wodą przegotowaną do przepłukiwania sondy po jedzeniu. Adaś bardzo lubię tę butelkę. Stała niestety w zasięgu jego ręki. Wstał szybciutko i chwycił butelkę, wylał wodę. Przy jego łóżeczku stoi ssak elektryczny z zasilaczem. Woda poleciała na zasilacz i powstało zwarcie. Korki wyskoczyły. Zasilacz zepsuty i co teraz. Nieźle się zdenerwowałam. W piątek 15.04 wyjazd do Warszawy, a nasz zasilacz do ssaka nie działa. Jak zasilacz nie działa, ssak się nie ładuje. Akumulator wytrzymuje na około pół godziny ciągłej pracy bez prądu. Na szczęście mam zdolnego Męża. Złota rączka. Wszytko potrafi !!! Rozkręcił zasilacz, suszył, ale nic nie dało, więc skorzystał z innego zasilacza tymczasowo. Następnego dnia miałam pojechać do Leszna i kupić o odpowiedniej mocy. Ten działał trochę gorzej, ale działał !!! Nowy też był do przerobienia. Końcówki nie takie i trochę za mocny, ale mój bystry Mąż poradził sobie. Ach te dzieci …

ŁOBUZIAK STEFEK

Pora na trzeciego łobuziaka. Dzień po Adasiu przyszła kolej na Stefka. 14.04, czwartek rano w naszej sypialni… Byłam przy Adasiu. Robiliśmy inhalację. Patrzę co robi Stefek, a on wyjął aparat słuchowy z ucha i rozłożył go na trzy części. Okazało się, że uszkodził plastikowy rożek aparatu, gdzie jest mikrofon. Same kłopoty. Aparat był kupiony w Poznaniu. Firmy Oticon. Niestety w Lesznie nikt nie prowadzi sprzedaży aparatów tej firmy, więc musiałam go wysłać do Poznania. Na szczęście zawsze w razie konieczności służy pomocą Pani Honorata i Pan Bartek. Pani Honorata kochana. Aparat w piątek był wysłany priorytetem. W środę w południe poszłam zobaczyć do skrzynki czy już jest, ale nic nie było. Zadzwoniłam więc jak idą prace. Czy udało się coś zrobić czy też trzeba go przesłać dalej do serwisu. Pani Honorata mówi, że zaraz w poniedziałek go naprawiła i wysłała. Poszłam więc po południu jeszcze raz sprawdzić zawartość skrzynki. Może listonosz był dziś później. Racja. Aparat dotarł. Po kilku dniach przerwy Stefek nie chciał założyć. Pierwszego dnia wyciągał. Powiedziałam, że jak będzie wyciągał aparat, to za karę nie obejrzy bajki. Poskutkowało. Ach te dzieci.

W POSZUKIWANIU ZAGINIONEGO KRZYSIA.

Jak pamiętacie Stefek ma pacynkę Krzysia. Taka kaczuszka, którą możecie zobaczyć na zdjęciu w galerii. Stefek go przytula. Krzyś jest kochany i nierozłączny ze Stefkiem, a raczej Stefek z Krzysiem. Nawet z nim śpi. Pewnego wieczora był kłopot. Krzyś gdzieś się zawieruszył. Mówię Wam jaka śmieszna scena. Cała rodzina szuka Krzysia. Szukaliśmy dosłownie wszędzie. W każdym pokoju, łazience. Stefek był załamany. Widziałam jak go trzymał wieczorem. Czasem gdzieś go położy w dziwnym miejscu, a potem zapomni. Szukamy, szukamy, szukamy i nic. Stefek prawie się rozpłakał. Ma jeszcze innych przyjaciół do spania. W końcu poszedł spać bez Krzysia. W nocy przebudził się i płakał. Pewnie stęsknił się za Krzysiem. Nawet Mamy przytulenie odrzucił :-(

Następnego dnia od rana szukał Krzysia. Chodził i poszukiwał. Aż znalazł go przypadkiem. Dzień wcześniej wyciągnął pudełko z małymi autami. Zostawił je na podłodze, a w nim Krzyś. Jaka radość jak go odnalazł.

TERMIN PRZYJĘCIA ADASIA DO CENTRUM ZROWIA DZIECKA.

W niedzielę poszliśmy wszyscy na spacerek. Przy okazji doszliśmy do skrzynki na listy. Wiecie jak to na wsi. Listonosz nie jeździ z każdym listem, ale zostawia w skrzynkach. Patrzę a tu list z CZD z Warszawy. Niedawno wysyłałam do nich skierowanie z dokumentacją medyczną, aby przyjęto Adasia na oddział gastroenterologiczny celem założenia PEG-a i zrobienia antyrefluksu. Przysłali nam zawiadomienie o przyjęciu na oddział dnia 10.05.2011. Już niedługo! Akurat mamy być w Warszawie 5 i 6 maja na rezonansie w IMIDz, więc plan jest taki, że zostaniemy przez weekend i poniedziałek u znajomych, aby nie jeździć dwa razy i nie męczyć Adama. 10 wypada we wtorek. Dobrze, że już, bo żal mi Adasia jak się męczy po wymiotach i ulewa. Wczoraj znów zwymiotował.

Napisane przez Beata w: Uncategorized |

Brak komentarzy »

RSS feed for comments on this post. TrackBack URL


Zostaw komentarz

Design: TheBuckmaker.com WordPress Themes